Najnowsze wpisy


everybody hurts
11 lipca 2011, 22:38

To był głupi pomysł żeby wogóle z kimś być, pomysł stworzony z tego samego banalnego powodu co u innych ,wydawało mi się że we dwoje będzie lepiej ale pomyliłam się. Nie jest mi łatwiej ani troche ,nie umiem być tolerancyjna ,nie umiem kochać ,nie umiem rozumieć nawet z wiernością mam problem ,cholernie się boje jak to bedzie bez osoby która jest moim najlepszym przyjacielem ale tak mósi być ,życie w chorym zwiazku to wyniszczajaca głupota. Stale o coś się ścinamy ,zgrzytamy ,ale to nie są burzliwe kłutnie po których można się pogodzić to jest ciągłe dokuczanie sobie nawzajem ,martwy związek. Co wieczór kłade się spać w tej zdechłej relacji ,to jest bardziej przytłaczające niż samotność. Powinnam napisać o czymś innym o chorobie z którą cała rodzinka się boryka ,obecnie ze szczególnym nasileniem. O moich badaniach terenowych ,o pracy za którą wreszcie się zabrałam ,ale o tym moge pogadać z Emilem lub Matką. Sprawe swojego zwiazku dusze ,zostawiam dla siebie ,nie mówie głośno że jest zle bo kogo to teraz obchodzi.

Román pro ženy
04 lipca 2011, 22:10

Obejrzałam sobie dziś Mężczyznę idealnego ,taka ot czeska komedia ,słabsza od większość czeskich filmów ,do ,,Opowieści o zwyczajnym szaleństwie'' nawet się nie umywa ,ale coś w sobie ma ,skłania do myślenia. Nie wiem czy wszystkich ,bo właściwie to głupawa  i pokręcona romantyczna bajeczka ,ale cóż ,nawet pierdoły mogą być dobrym krzywym zwierciadłem w którym ogląda się własne życie. dotarło do mnie że jestem okropną babą ,czepiam się do swojego faceta absolutnie o wszystko o to jak się ubiera, o to jak funkcjonuje ,jakie ma relacje z ludźmi ,jakie ma hobby ,znajomych,prace ,przeszkadza mi to ile ma lat ,to że jest śpiochem i że wszystkie cenne rzeczy wkłada do tylnej kieszeni spodni ,której nie zapina ,a potem wszystko się wysypuje ,stale wyciągam spod poduszki 10,20 czy 50 groszy powinno mnie to bawić ale ja się wkurzam. To niby logiczne że dusze się w związku jestem młoda niezależną kobietą ,mam przyjaciół ,mnóstwo własnych spraw ,zwierzaki ,a przede wszystkim lubię wolność wole okres radowania od spędzania każdego wieczora z tym samym facetem ,wole całe życie spacerować po górach i pic wino albo latać od jednego urzędu do drugiego żeby zdobyć dodatkowe fundusze dla galerii którą właśnie otwieram ,to lepsze od męża ,biegających dzieciaków  (które bardzo bardzo lubię ,ale błagam u innych a nie w moim domu albo brzuchu,grrr) i oczywiście teściowej. Ale cóż życie stale weryfikuje ,nie jestem romantyczką a trafił mi się facet który ,nie jest idealny ale mnie kocha i pomimo jego wad ja jego też ,co ważniejsze facet który wcale mi tej wolności nie zabiera nie namawia na małżeństwo ani nie kontroluje ale ja jakoś go nie umiem doceniać ,długo myślałam że powody dla których jestem taka straszna to skłonności poligamiczne połączone z chorobliwą uczciwością ,potem stwierdziłam że niedorosłam do związku ,ale to gówno prawda. No i nie mogę wiecznie sugerować moim znajomym że ,,Ta jestem z kimś ale to się rozpada i długo nie potrwa'', co ja w ogóle tym chce osiągnąć ,zostawiam sobie droge odwrotu czy jak? Pytanie zasadnicze brzmi czy jestem tak głupia żeby stale szukać powodów w nim lub w sobie żeby sie rozstać i wreszcie mieć 120% swobody czy wreszcie docenię to co mam a mam chyba (Na pewno, tylko nie przechodzi mi to przez gardło) taką prawdziwa miłość którą warto by było jednak doceniać. Pokręciłam to strasznie i powinnam odkręcić ale nie jestem pewna czy po tym wszystkim nie cenie sobie życia w pojedynkę bardziej niż udanego związku ,jakąś drogę trzeba wybrać bo nie mogę być taką jędzą ,przecież tak naprawdę lubię gościa z którym jestem i te jego koszulkę z koziołkiem matołkiem też .